spaw? — Aj kepśka nocz była, pani. Dlatoho, bom tam spaw, de sia
Transcription
spaw? — Aj kepśka nocz była, pani. Dlatoho, bom tam spaw, de sia
spaw? — Aj kepśka nocz była, pani. Dlatoho, bom tam spaw, de sia pa liło. — A desz pan buw, kedy sia paliło? — Tadże pan nia u kufri wydźwigaw wittam. — Ej, dumat sy pan, ta ja szcze tebe wyńis zwittam! Pryhaduje sy tot czas: powidaw win meńi, że napaśf i bida! Hotowe tak je. Ałe łehky tak wziaw i zaper ho w skłepi. Piszow, daw znaty do szandymerii i tak zakłykaw szcze dakoho, a wona tymczasom joho wypustyła i wsadyła capa. Pan pryjszow, taj roztworyw skłep, wny sia dywjat, w skłepi cap. A to szczo? Ja tu czołowika zaper! — To ne może byty. Bys pańskoho dozwoliństwa nychto do skłepu ne piszow! — Ałe_bąjka. Win sia wyspaw z new na hori zaś, dała mu wże dewjaf dukatiw: Idy, jidż i pyj i weczer zaś budemo spaty. A win piszow i do skłepu: Dźińdobryj. — Dźińdobryj. Dze pan spaw? — S paniow na góry. — Win ho tam zamawjat i zaper ho w skłepi. A wna tymczasom zbihła i usadyła barana, a joho wypustyła. A baran dywyt sia, tam sut lustra wsiąki, je druhyj, poter dosyt, narobyw czkody. A pan zakłykaw żowńiriw, aby ho zastriłyty. Wony pstupyły skłep, win roztworyw, tam baran. Powidajut: Wczera nas pan zakłykaw, cap buw, dneś zakłykaw, baran; to pan ne znaje, szczo robyt, win pewno wduriw! — Nit, ja tu czołowika zaperaw. — To ne może byty. Jakby czołowika, to bys pana ny piszow nychto. To pan chyb z rozumu.— Win sobi dumat sam do sebe: To może byty, ży ja wdunw, tane^Tfóju, szczo robju. Nycz ne robyty, jeno pity i skoczyty w wodu i wtopyty sia; bo my hańba medży panamy, że ne znaju, szczo robju. I wtopyw sia, aJ wny sia dwoje pożenyły i gazdujut i dneś. Ja byw w nych na wiśilu, dawały jisty, pyty, aż w rofi sucho było! Ałe stojaw tam ślipyj patronysko i jak zakładuwały w kanon i mene jakoś założyły. Jak mnow wstriłyły, ja łefiw czerez lis i zawadyw u suk, w jałyciu i suk my sia wpchaw, jeden na pered, a druhij w huzyciu. Tot na perecfi takoj sia łyszyw, a tot z zadum wytiah, ałe cfira je do dneś. A toty nebożata dwoje żyły, asz року nym sia ne porwały w huzyći żyły. Zapys. wid Hr. Oliszczaka, 1899, Mszaneć. Leid und Ungemach. War da wieder ein Herr, der hatt’ einen Laden. Und er fuhr irgend wohin nach einer anderen Stadt, vielleicht, um da was zu kaufen oder wegen sonst was, ich kann’s nicht wissen. Wie er nun so über den Weg fährt, zwischen Roggenfeldern hindurch, sieht er einen nackten Mann in der Furche sitzen. — „Was für einer bist denn du?“ — „Ich bin ,Leid und Ungemach'!“ — Wie er dann aufstand und mit seinem Zumpt auf das Rad schlug, — sieben Speichen hatt’ er auf einmal gebrochen! Da hast nun „Leid und Ungemach“, denn wie sollt’ man jetzt weiter fahren? Was soll man da anfangen? Nach Hause zurückbringen und ein neues Rad holen. Die Herrin aber — sie fuhr nämlich mit — sah, daß der, der dort nackt im Roggen sitzt, einen tüchtigen Zumpt hat: „Mag der Herr ein neues Rad vom Hause holen, sonst gibt’s keine Fahrt mehr!“ — Er ging hin, das Rad zu holen; da stieg sie vom Wagen zu dem Nackten in den Roggen. Er vögelte sie gehörig durch und gefiel ihr gar sehr. Sie sagt: „Ich werd’ gleich heimkehren, du aber sollst nach meiner Stadt kommen: ich will dir eine Kleidung anschaffen und etwas anvertrauen.“ — Als aber der Herr schon mit dem Rad zurück war, da sprach sie: „Wir werden nicht mehr